Dominująca
Żona i Jej suka - mąż…
”Obuwie na
użytek niespecyficzny- własny…”
„Zabiorę nas
na obcy ląd
Rozjaśnię szary dzień tysiącami słońc
Zapomniałeś już jak może być
Kiedy świat szybko kreci się tak wokół nas
Rozjaśnię szary dzień tysiącami słońc
Zapomniałeś już jak może być
Kiedy świat szybko kreci się tak wokół nas
Zabiorę nas na
obcy ląd
Rozjaśnię szary dzień tysiącami słońc
Nie znajdą nas
Nie dosięgnie nas czas
Gdy w objęciach trzymasz mnie
Wiruje wszystko wokół nas”
Rozjaśnię szary dzień tysiącami słońc
Nie znajdą nas
Nie dosięgnie nas czas
Gdy w objęciach trzymasz mnie
Wiruje wszystko wokół nas”
EPIZOD IV
Był piękny,
słoneczny, wyjątkowo ciepły jesienny poranek… Panowała wręcz duszna atmosfera,
coś wisiało w powietrzu… Godzinę wcześniej wstawał, żeby uchylic drzwi
balkonowe, nie miał czym oddychac… Jakby coś przeczuwał… Coś go dręczyło i nie
dawało spokojnie spac… Zirytował się wręcz dlatego, że dziś mógł drzemac do
woli… Tego dnia mieli całą chatę tylko dla Siebie… Dzieci wyjechały wczoraj do
Dziadków a Oni wieczorem popadali ze zmęczenia przed telewizorem… Błoga cisza…
Żona słodko pochrapywała po czubek nosa zakryta kołdrą… On nie pamiętał już
kiedy, mieli taki dzień, gdzie mogliby poświęcic się tylko sobie nawzajem… Nie
budził Jej, chciał żeby się wyspała, żeby odpoczęła, była ostatnimi czasy
przemęczona- potrzebowała dużo snu i ciszy…
Jednak Ona, przyzwyczajona
już do wczesnego wstawania przy Dzieciach, też nie mogła już dłużej spac…
Zaczęła się wiercic, aż w końcu otworzyła swe śliczne oczęta… Gdy zbliżył się
do Niej, żeby Ją pocałować…
Mruknęła coś pod nosem i
dosłownie wykopała go z łóżka… Zszokowany upadł na kolanach na podłodze… Z
chwili nieświadomości wyrwały go trzy szybkie „policzki” wymierzone stópką
przez jego Żonę… Odruchowo zasłonił się ręką i odsunął twarz… Popełnił pierwszy
tego dnia błąd…
Ona: Wróc… Klęknij
porządnie, wyprostuj się i nastaw twarz! Nie skończyłam… a ty kundlu nie
nauczyłeś się jeszcze znosic kar w spokoju! Ani mi się waż drgnąc!
Seria razów zadawanych nagą
stópką jego Ukochanej szybko posypała się na jego lica… Pani uderzała raz
wierzchnią częścią stópki a następnie Jej podeszwą, na zmianę… Z każdym
uderzeniem zwiększała jego siłę, początkowo luźne plaśnięcia z czasem zastąpiły
energiczne „kopnięcia”… Jego łeb bezsilnie przekręcał się to w jedną to w drugą
stronę…
Ona: Mam taki plan na dzis…
Wykorzystac cię do cna… Każdą chwilę poświęcic na znęcanie się nad tobą… Dziś
będę taaaaaaaaaaakaaaaaa kapryśna… Teraz ubierzesz się i pójdziesz po pieczywo
na śniadanko dla mnie… Zajrzyj do lodówki i kup co potrzeba na dziś, ja idę się
ogarnąc…
Wstał z kolan i ruszył w
kierunku garderoby…
Gwizdek…
Zareagował szybko… odwrócił
się i spojrzał na swoją Panią… Jej palec wskazujący prawej dłoni skierowany był
na podłogę przed łóżkiem…
Uklęknął… Błąd… Nie powinien
był w ogóle z kolan wstawac… Znowu trzy szybkie policzki, tym razem zadane
dłonią… Dużo silniejsze… Twarz zapiekła go momentalnie, czuł jak zmieniają się
na niej kolory aż do mocno bordowego…
Ona: W mojej obecności
poruszasz się tylko na kolanach, chyba, że zadecyduję inaczej… I… Nie
pożegnałeś się… Krótkie spojrzenie na stópkę kusząco wystającą spod kołderki…
Do tego nigdy nie trzeba
było go zachęcac… Namiętnie ucałował każdy paluszek z osobna, później grzbiet i
piętkę… Wiedział, że nie może Jej polizac… Na to jeszcze nie zasłużył… Miał się
po prostu pożegnac, tak jak wymagała tego jego Właścicielka…
Odepchnęła go i kazała
odejść, sama ruszyła w stronę łazienki… On szybko wskoczył w dresowe spodnie,
narzucił bluzę z kapturem i adidasy… Gdy zabrał portfel i z kluczem kierował
się już do wyjścia, ponownie usłyszał gwizdek…
Odruchowo upadł na kolana i
pognał w kierunku skąd dochodził sygnał wezwania przez Panią… Przed drzwiami
stanął i zapukał…
Ona: Wejdź…
Uchylił drzwi i wsunął głowę
do środka… Pani siedziała na toalecie i czule się do niego uśmiechała…
Ona: Nie uzupełniłeś papieru
toaletowego, nie ma ani kawałeczka… Masz szczęście, że zrobiłam tylko siusiu…
Wytrzesz mnie swoim jęzorem do czysta ty tępa pindo…
Połóż się na plecach!
W mgnieniu oka leżał na
rozłożony na kafelkach z podniecenia mocno dociskając dłonie do podłoża… Oboje
wiedzieli, że to dla niego nagroda… Najchętniej na zawsze usunąłby papier
toaletowy z ich WC, gdyby wiedział, że tylko Ona będzie z niego korzystała… a
teraz jeszcze będzie mógł ten złoty nektar zlizac wprost z płatków Jej
różyczki… Rozkosz w najwspanialszym wydaniu…
Bogini powolnie wstała z
toalety stawiając stopy w okolicy jego uszu… Zgrabnie podwinęła koszulkę nocną
ponad biodra i zwinnie ukucnęła nad jego twarzą, najpierw pozwalając nasycic
się jego oczom… Wiedziała jak bardzo Jej pragnie… Jak Ją teraz podziwia… Kochał
gdy była władcza i poniżała go wedle swojego uznania… Toczyli grę
psychologiczną… On wił się pod Nią czekając aż pstryknie palcami i pozwoli mu
Jej zasmakowac… Przedłużała tą chwilę, dla niego- w nieskończonośc… Bawiła się
nim… Poruszała biodrami wzdłuż jego twarzy, kusząc go by bez pozwolenia
zaryzykował…
On odruchowo wyciągnął język
i czekał… Czekał jak pies… spragniony… w amoku… Widział krople złocistego płynu
spływające po Jej wargach wprost ku jego ustom… Nie mógł uronic ani jednej… Był
łapczywy… Nie wytrzymał… Rzucił się na Nią łapczywie… Natarczywymi ruchami
języka pochłaniał każdy Jej fragment…
Ona czekała, mimo, że nie
dała zezwolenia, nie przerywała mu… Dała mu chwilę bardziej traktując to jako
zwykłą czynność higieniczną… Po prostu miał służyc jako coś do podtarcia… Gdy
wbił ten parszywy jęzor w Jej wnętrze zareagowała… Złapała go za jądra i
wykręciła… Zawył z bólu…
Ona: Nie dośc, że nie mogłeś
się powytrzymac i nie poczekałeś na znak, że możesz zacząc, to jeszcze szukasz
swojej przyjemności w zagłębianiu jęzora w mojej cipusi- a miałeś ją tylko
wymyc po porannej toalecie szmato…
Wbiła paznokcie a do oczu
bezwolnie napłynęły mu łzy… Docisnęła krocze do jego ust tłumiąc jego piski…
Swoją Maleńką szczelnie zamknęła mu dopływ powietrza przez jamę ustną a jego
nos idealnie przyległ do Jej drugiej przesłodkiej dziurki, co też skutecznie uniemożliwiło
mu wydolne oddychanie… Tkwił w szczelnym uścisku niczym ofiara anakondy… Mijały
sekundy a On zaczynał się bac… Pani nie odpuszczała… Jej krocze i pupa dumnie
spoczywały na całej jego twarzy… Nerwowo próbował wciągnąc powietrze, zaczął
się wiercic… Jedyne co zyskał to dłoń Księżniczki w żelaznym uścisku wbijająca
się w jego mosznę…
Po chwili mógł swobodnie
oddychac, spocony i czerwony na twarzy szybkimi haustami łykał tlen… Pani
wstała i energicznymi kopniakami w brzuch i klatkę piersiową postanowiła usunąc
go z łazienki…
Ona: Won do sklepu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz