środa, 2 grudnia 2015

Epizod IV...



Dominująca Żona i Jej suka - mąż…


”Obuwie na użytek niespecyficzny- własny…”




„Zabiorę nas na obcy ląd
Rozjaśnię szary dzień tysiącami słońc
Zapomniałeś już jak może być
Kiedy świat szybko kreci się tak wokół nas
Zabiorę nas na obcy ląd
Rozjaśnię szary dzień tysiącami słońc
Nie znajdą nas
Nie dosięgnie nas czas
Gdy w objęciach trzymasz mnie
Wiruje wszystko wokół nas”

EPIZOD IV



Był piękny, słoneczny, wyjątkowo ciepły jesienny poranek… Panowała wręcz duszna atmosfera, coś wisiało w powietrzu… Godzinę wcześniej wstawał, żeby uchylic drzwi balkonowe, nie miał czym oddychac… Jakby coś przeczuwał… Coś go dręczyło i nie dawało spokojnie spac… Zirytował się wręcz dlatego, że dziś mógł drzemac do woli… Tego dnia mieli całą chatę tylko dla Siebie… Dzieci wyjechały wczoraj do Dziadków a Oni wieczorem popadali ze zmęczenia przed telewizorem… Błoga cisza… Żona słodko pochrapywała po czubek nosa zakryta kołdrą… On nie pamiętał już kiedy, mieli taki dzień, gdzie mogliby poświęcic się tylko sobie nawzajem… Nie budził Jej, chciał żeby się wyspała, żeby odpoczęła, była ostatnimi czasy przemęczona- potrzebowała dużo snu i ciszy…
Jednak Ona, przyzwyczajona już do wczesnego wstawania przy Dzieciach, też nie mogła już dłużej spac… Zaczęła się wiercic, aż w końcu otworzyła swe śliczne oczęta… Gdy zbliżył się do Niej, żeby Ją pocałować…
Mruknęła coś pod nosem i dosłownie wykopała go z łóżka… Zszokowany upadł na kolanach na podłodze… Z chwili nieświadomości wyrwały go trzy szybkie „policzki” wymierzone stópką przez jego Żonę… Odruchowo zasłonił się ręką i odsunął twarz… Popełnił pierwszy tego dnia błąd…

Ona: Wróc… Klęknij porządnie, wyprostuj się i nastaw twarz! Nie skończyłam… a ty kundlu nie nauczyłeś się jeszcze znosic kar w spokoju! Ani mi się waż drgnąc!

Seria razów zadawanych nagą stópką jego Ukochanej szybko posypała się na jego lica… Pani uderzała raz wierzchnią częścią stópki a następnie Jej podeszwą, na zmianę… Z każdym uderzeniem zwiększała jego siłę, początkowo luźne plaśnięcia z czasem zastąpiły energiczne „kopnięcia”… Jego łeb bezsilnie przekręcał się to w jedną to w drugą stronę…

Ona: Mam taki plan na dzis… Wykorzystac cię do cna… Każdą chwilę poświęcic na znęcanie się nad tobą… Dziś będę taaaaaaaaaaakaaaaaa kapryśna… Teraz ubierzesz się i pójdziesz po pieczywo na śniadanko dla mnie… Zajrzyj do lodówki i kup co potrzeba na dziś, ja idę się ogarnąc…
Wstał z kolan i ruszył w kierunku garderoby…

Gwizdek…

Zareagował szybko… odwrócił się i spojrzał na swoją Panią… Jej palec wskazujący prawej dłoni skierowany był na podłogę przed łóżkiem…

Uklęknął… Błąd… Nie powinien był w ogóle z kolan wstawac… Znowu trzy szybkie policzki, tym razem zadane dłonią… Dużo silniejsze… Twarz zapiekła go momentalnie, czuł jak zmieniają się na niej kolory aż do mocno bordowego…

Ona: W mojej obecności poruszasz się tylko na kolanach, chyba, że zadecyduję inaczej… I… Nie pożegnałeś się… Krótkie spojrzenie na stópkę kusząco wystającą spod kołderki…

Do tego nigdy nie trzeba było go zachęcac… Namiętnie ucałował każdy paluszek z osobna, później grzbiet i piętkę… Wiedział, że nie może Jej polizac… Na to jeszcze nie zasłużył… Miał się po prostu pożegnac, tak jak wymagała tego jego Właścicielka…
Odepchnęła go i kazała odejść, sama ruszyła w stronę łazienki… On szybko wskoczył w dresowe spodnie, narzucił bluzę z kapturem i adidasy… Gdy zabrał portfel i z kluczem kierował się już do wyjścia, ponownie usłyszał gwizdek…

Odruchowo upadł na kolana i pognał w kierunku skąd dochodził sygnał wezwania przez Panią… Przed drzwiami stanął i zapukał…

Ona: Wejdź…

Uchylił drzwi i wsunął głowę do środka… Pani siedziała na toalecie i czule się do niego uśmiechała…

Ona: Nie uzupełniłeś papieru toaletowego, nie ma ani kawałeczka… Masz szczęście, że zrobiłam tylko siusiu… Wytrzesz mnie swoim jęzorem do czysta ty tępa pindo…
Połóż się na plecach!
W mgnieniu oka leżał na rozłożony na kafelkach z podniecenia mocno dociskając dłonie do podłoża… Oboje wiedzieli, że to dla niego nagroda… Najchętniej na zawsze usunąłby papier toaletowy z ich WC, gdyby wiedział, że tylko Ona będzie z niego korzystała… a teraz jeszcze będzie mógł ten złoty nektar zlizac wprost z płatków Jej różyczki… Rozkosz w najwspanialszym wydaniu…

Bogini powolnie wstała z toalety stawiając stopy w okolicy jego uszu… Zgrabnie podwinęła koszulkę nocną ponad biodra i zwinnie ukucnęła nad jego twarzą, najpierw pozwalając nasycic się jego oczom… Wiedziała jak bardzo Jej pragnie… Jak Ją teraz podziwia… Kochał gdy była władcza i poniżała go wedle swojego uznania… Toczyli grę psychologiczną… On wił się pod Nią czekając aż pstryknie palcami i pozwoli mu Jej zasmakowac… Przedłużała tą chwilę, dla niego- w nieskończonośc… Bawiła się nim… Poruszała biodrami wzdłuż jego twarzy, kusząc go by bez pozwolenia zaryzykował…
On odruchowo wyciągnął język i czekał… Czekał jak pies… spragniony… w amoku… Widział krople złocistego płynu spływające po Jej wargach wprost ku jego ustom… Nie mógł uronic ani jednej… Był łapczywy… Nie wytrzymał… Rzucił się na Nią łapczywie… Natarczywymi ruchami języka pochłaniał każdy Jej fragment…
Ona czekała, mimo, że nie dała zezwolenia, nie przerywała mu… Dała mu chwilę bardziej traktując to jako zwykłą czynność higieniczną… Po prostu miał służyc jako coś do podtarcia… Gdy wbił ten parszywy jęzor w Jej wnętrze zareagowała… Złapała go za jądra i wykręciła… Zawył z bólu…

Ona: Nie dośc, że nie mogłeś się powytrzymac i nie poczekałeś na znak, że możesz zacząc, to jeszcze szukasz swojej przyjemności w zagłębianiu jęzora w mojej cipusi- a miałeś ją tylko wymyc po porannej toalecie szmato…

Wbiła paznokcie a do oczu bezwolnie napłynęły mu łzy… Docisnęła krocze do jego ust tłumiąc jego piski… Swoją Maleńką szczelnie zamknęła mu dopływ powietrza przez jamę ustną a jego nos idealnie przyległ do Jej drugiej przesłodkiej dziurki, co też skutecznie uniemożliwiło mu wydolne oddychanie… Tkwił w szczelnym uścisku niczym ofiara anakondy… Mijały sekundy a On zaczynał się bac… Pani nie odpuszczała… Jej krocze i pupa dumnie spoczywały na całej jego twarzy… Nerwowo próbował wciągnąc powietrze, zaczął się wiercic… Jedyne co zyskał to dłoń Księżniczki w żelaznym uścisku wbijająca się w jego mosznę…
Po chwili mógł swobodnie oddychac, spocony i czerwony na twarzy szybkimi haustami łykał tlen… Pani wstała i energicznymi kopniakami w brzuch i klatkę piersiową postanowiła usunąc go z łazienki…

Ona: Won do sklepu…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz